14 sty 2010
Tenis
Ponieważ zbliża się Australian Open, sławy tenisa zjeżdżają się do Australii żeby poćwiczyć. Wybraliśmy się w środę na turniej AAMI Classic w Kooyong, dzielnicy Melbourne, gdzie kiedyś rozgrywany był turniej Australian Open. Dzięki Oli i Grześkowi i zeszłorocznym emocjom przed telewizorem w czasie US Open, wiedziałam o co chodzi mniej więcej i kto jest szychą :-) No więc pierwszy mecz grał Juan Martin del Potro z Ivanem Ljubicicem. Chłopaki się nie wysilali za bardzo, ale i tak oglądanie tenisa na żywo dostarcza nieco większych emocji niż oglądanie go w szklanym pudełku. Del Potro wygrał.
Pogoda tego dnia była dobra do siedzenia na dworze, pochmurno, ale ciepło. Zlekceważyłam słońce, bo przecież przez chmury nie świeci, nie posmarowałam się filtrem i teraz jestem czerwona na gębie jak raczek.
A w pobliżu stacji Kooyong tory pociągu krzyżują się z torami tramwaju i wygląda to dosyć śmiesznie. W życiu nie widziałam takich torów! Nie ma co narzekać na nasze koleje, naprawdę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie mogę tego czytać...
OdpowiedzUsuńJeszcze Australian Open... motyla noga... to się nazywa "WAKACJE"..
Klara, popełniłaś wpis idealny!!! :) tenis i drogi, tak trzymaj!!! tylko nie wiem co piękniejsze przejazd kolejowo tramwajowy czy del Potro w krótkich spodenkach :)
OdpowiedzUsuńA o kangurze cisza... :(
OdpowiedzUsuńGocha, ale Ci zazdroszcze, ze moglas w Australii na zywo ogladac tenis!!! Mam nadzieje, ze my z Grzeskiem, tez tam kiedys, na turniej tenisa i nie tylko, pojedziemy. P.S. Wiem juz, jaka chce miec sukienke. Jest cuuudowna, z lat 50-tych. Teraz szukam dobrej krawcowej:)
OdpowiedzUsuń