1 kwi 2010

Polnocna wyspa Nowej Zelandii



Spiesze z uzupelnieniem wiesci z podrozy. Od Picton do dzisiaj calkiem sporo sie wydarzylo, choc nie bylo czasu na zdanie relacji.
Otoz w Wellington spedzilismy trzy dni. Jedna z atrakcji bylo wyjscie do kina (! - dawno nie bylam) na Avatar 3D, ktory juz z kin wychodzi. No bardzo mnie sie podobalo, film dla wszystkich, wszystko w jednym - i wojna ze strzelaniem i destrukcja, i lovestory, i watek edukacyjny "uczcie sie dzieci historii". No i tym razem udalo sie nam wypozyczyc samochod na 7 dni :) Wiec polnocna wyspe zaliczylismy od Wellington po Cape Reinga. Cape Reinga to magiczne miejsce, swiete dla Maorysow, gdzie wedlug ich wierzen dusze po smierci przechodza do krainy zmarlych. Magiczne tez dlatego, ze spotyka sie tam Morze Tasmana z Pacyfikiem, co widac :)
Po drodze na polnocny kraniec Nowej Zelandii Oliver zalatwil mi obiecana kapiel w goracym zrodle, za ktora nie trzeba bylo placic :) bylo fantastycznie!
Wulkanu nie widzialam, bo caly byl w chmurach. Ale za to widzialam kolejne ptasie dziwadlo, tutaj calkiem pospolite - pukeko w przepieknym, blekitnym kolorze.
Pobyt w Kiwilandzie zakonczyl sie noca na lotnisku w Auckland, gdyz samolot powrotny mialam o 6 rano...

5 komentarzy:

  1. I grzał Ci tą wodę na palniku? Yooo... Tomek pyta czyj to stanik na drugim planie?

    OdpowiedzUsuń
  2. ale Ci dobrze z taką kąpielą:)zrobiłam zbliżenie- faktycznie jakaś biała bielizna na drugim planie jest... No no no:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No! a wczesniej wydrazyl wanne w skale! oto prawdziwy mezczyzna :)
    bielizna do mnie nalezy, no nie moglam sie w niej kapac przeciez!

    OdpowiedzUsuń
  4. Poproszę o załączenie zdjęcia 'po wyjściu z wody'.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzug! po wyjsciu z wody mialam na sobie kostium. nuda, mowie ci.

    OdpowiedzUsuń